Z dzieciństwa pamiętam jak rodzice zabierali mnie ze sobą kościoła, zabierali to było trafne określenie, gdyż wielkiej chęci jakoś nie przejawiałem żeby tam iść, zwłaszcza że w tym czasie leciały w ówczesnej telewizji jakieś programy dla dzieci. Ale z mszy miło wspominam dwie rzeczy, ogłoszenia parafialne, które były niemal oznajmieniem że wkrótce msza się zakończy i zapach kadzidła i ten leniwie przetaczający się dym, który wypełniał kościół zapachem drzewa sandałowego.
Do dziś uwielbiam tą nutę zapachową nawet w perfumach. Z Baltic 6 obcuje już dłuższy czas niuchając od czasu do czasu. Pomijając opakowanie w którym jest sprzedawana i etykietę zastępczą, to produkt jest dla mnie machiną do cofania czasu i przenoszenia w inny wymiar.
Czarna jak urobek górnika, wilgotna i przesączona eteryczną wonią dzikiej róży, mentolu i drzewa sandałowego, jest jak oddech orientu. Tabaka mocna, potrafi zakręcić w głowie i to nie za sprawą samego mentolu co nikotyny, jednakże zrównoważenie aromatów jest dla mnie bardzo relaksacyjne i pobudzające zarazem. Po otwarciu opakowania (bo trudno nazwać to tabakierką) wyskakuje niczym wróżka z leśnego potoku bardzo aromatyczna kompozycja, która aż prosi żeby zażyć szczyptę jej uroku. I tu od samego początku czujemy miły zawrót głowy i taniec zmysłów, mentol otwiera nasze drogi oddechowe oraz zmysły aby utorować drogę kolejnym aromatom, tutaj na pierwszym miejscu czuć dziką róże a w tle kojące drzewo sandałowe, wszystko moim zdaniem przyjemnie się równoważy.
Podsumowując, tabakę można polecić tym, którzy lubią kadzidlane klimaty i chyba jednak troszkę wprawionym tabaczarzom, gdyż ma swoją moc, nie jest to moim zdaniem produkt na codzienne zażywanie a raczej na specjalne okazje i chwile relaksu, jej aromat dość długo utrzymuje się naszych nosach co uważam za wielki plus. Moim zdaniem warta jest spróbowania.