Każdy, kto widział choć jedną produkcję filmową made in Bollywood, wie jak tandetne i przerysowane to dzieła; brakiem dobrego smaku śmiało konkurować mogą z wenezuelskimi telenowelami i amerykańskim kinem akcji klasy "C". A jednak, "ciemny lud to kupi" - jak powiedział nasz rodzimy spec od marketingu politycznego, Jacek "Bulterier" K.
Tak, tak - przedstawiciele najliczniejszej demokracji świata, Hindusi, doskonale radzą sobie z kopiowaniem ultra-komercyjnych strategii sprzedażowych, rodem z USA: ma być miło, bezpretensjonalnie, przyjemnie, tanio i najlepiej na masową skalę. Taka w zamyśle jest linia tabak "Wow!" - ciasteczko, kawka... Czekam na "Wowa!" o smaku popcornu, Big Maca i (specjalnie na rynek polski) papieskich kremówek.
Co zatem ratuje ten smak? Otóż, moim zdaniem, fakt że tabaka nie jest przesłodzona (akurat prażone orzechy włoskie są i słone, i słodkie zarazem; i akurat tę ambiwalencję udało się Dholakii doskonale uchwycić). Kłóciłbym się, że to czysta Va. Virginia solo zawiera około 20-25% cukru, a te hinduskie, oscylują zazwyczaj wokół górnej wartości widełek (np. Virginia Mysore ma 25%). O używanie luizjańskiego Perique raczej bym twórców "Wowa!" nie posądzał, nie te koszta, nie ta liga - co zatem "zgorzknia" nam tę beczkę orzechowego miodu? Ano, zapewne tani, amerykański Kentucky. I tu wracamy do początku niniejszej recenzji...
PS, Tabaka jak na mój anglofilski gust zbyt grubo zmielona, po kilku solidnych "fuknięciach", nos nabiera czerwonego koloru.