Spragniony nowych, odmiennych aromatów spojrzałem do pudełka, w którym spoczywały nieotwarte jeszcze tabaki. Oryginalne, budzące dużą ciekawość...jest! Wow! Roasted Nuts. Etykieta, recenzje, wyobrażenie zapachu orzechów przysłonionych tytoniem - była to dobra motywacja do wyboru właśnie tej tabaki.
Prezentuje się niewinnie - niewielkie, solidne pudełko z widokiem na hinduski stragan w postaci naklejki, całkiem przykuwa uwagę. W środku znajdują się 4g tabaki. Zatyczka nie jest wykonana ze sparciałej gumy, na co trafiłem przy poprzedniej tabace tej firmy, a normalnego plastiku jak reszta pudełka. Proszek jest jasnobrązowy - przez chwilę miałem wrażenie, jakbym obserwował orzechowy pył. Pył drobny, z odrobinką wilgoci, którą przy zażywaniu ze szczypty świetnie czuć w palcach. Na drugi rzut oka wygląda jak typowo angielski produkt, jednak przy usypwaniu większej kupki lub właśnie braniu szczypty można wyczuć różnicę. Zdrowie!
Możemy odczuć delikatne, przyjemne pieczenie w nosie. Nie trzeba długo czekać, aby na planie pojawił się główny bohater. Wchodzi nie sam a z towarzystwem - wraz z zapachem przyprażonych orzechów nadchodzą towarzyszące im powiewy hunduskiego bazaru. Najróżniejsze artykuły spożywcze zlewające się w niemożliwą do rozdzielenia, wielorodną woń. Nie jest to woń zachwycająca, kojarzy się raczej z chaosem i brudem, dokładnie oddaje klimat miejsca, do którego chcieli nas wciągnąć twórcy tego wyrobu. Czas na wdech świeżego powietrza - zazwyczaj wzmacniającego przyjemność z zażywania tabaki. Tu pojawia się problem, bo nie czuć nic. Jak widać kontrastujące ze sobą świeże powietrze oraz hinduski bazar zabiły się nawzajem...
Nie jest to tabaka świetna, ciężko ją nawet zaliczyć do dobrych. Dobry pomysł z orzechami zetknął się ze ścianą w postaci całej otoczki. Wytrwałym lub fanom tych klimatów tabaka się może spodoba, jednak pozostałym radzę ją zepchnąć na dalsze miejsce w kolejce. Pozdrawiam!