Ozony to jedna z największych rodzin wśród wszystkich tabak na świecie. Ciężko się doliczyć ilości wszystkich gatunków, ich wersji graficznych i kształtów opakowań. Niektóre z nich to już istne perełki (jak chociażby Ozona K&L Rupert ), za które niejeden tabaczarz dałby się zaszlachtować. Uzbieranie wszystkich ozon wydaje się więc czymś niemal niemożliwym, ale cóż w końcu nie chodzi tu o złapanie króliczka, ale o sam fakt radosnej pogoni za nim. Dlatego i ja dołączyłem do „Poszukiwaczy zaginionej Ozony”.
Zaczęło się niewinnie, ot Ozona Spearmint, następnie Cherry. Później przyszedł czas na Snuffy Weiss, Orange i Raspberry F&F. Dziś jednak chciałbym wam opowiedzieć o nieco mniej znanej na naszym rynku Ozonie Engilsh Mentol Type.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, jest nietypowa tabakierka. Otóż Ozona EMT została całkowicie pozbawiona naklejki, w miejscu której zastosowano tłoczone napisy. Ten prosty zabieg nadał opakowaniu pewnej szlachetności, wyrafinowanego smaku, który można uzyskać właśnie dzięki zastosowaniu oszczędnych, minimalistycznych form. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że jeśli chodzi o pięciogramowe, metalowe tabakierki ozon to ta jest najładniejsza.
Co zaś się tyczy zawartości, to mamy tutaj do czynienia z typowym wyrobem Poschla. Ciemnobrązowy, średnio zmielony tytoń o umiarkowanej wilgotności. Aromatem miał być angielski mentol, jednak w wykonaniu Niemców jest jakiś taki mało angielski. Owszem jest raczej słodkawy i delikatniejszy od zwykłego mentolu znanego nam z innych niemieckich produktów, ale do wyrobów z Sharrow to on się nie umywa.
Żeby nie było niedomówień. Nie uważam Ozony EMT za tabakę złą. Jest smaczna, doskonale nadawałaby się na tabakę codzienną, jednak bywają problemy z jej dostępnością. W trzech słowach: Przeciętna, rzemieślnicza robota. Warto ją jednak spróbować. Poza tym to kolejny krok w naszym małym „Gott`a catch `em all”.