Kto mnie troszkę zna ten wie że mój związek z Gawcią Aprokotką trwa już ładnych parę lat. Przyznam się Wam (tylko mnie nie wydajcie) że dość często zdarzają mi się skoki w bok... Miałem również kilka dłuższych romansów np z Gluck Auf, Jubiläums Snuff niedawno z Magic Moment. Za każdym razem jednak pokornie wracałem do swojej oblubienicy pod jej pantofelek. Ostatnio poznałem jednak piękną filigranową czarnulkę. Imię jej to Grado Caffè... Kochliwy jestem no i zabujałem się w niej od razu. Serce mam wielkie więc stwierdziłem że mogę kochać więcej niż jedną...
Tabakierka: w ozonowym stylu, obrotowa z dziurką w boku. Brak naklejki na froncie tabakierki, zastępuje ją za to ładnie nałożona farba z estetyczną grafiką. Ilość tabaki jest skandalicznie mała! Zaledwie 4 gr. To jej największy minus.
Tabaka: wilgotność i konsystencja poschlowska znana z Gawitha, Ozony czy Red Bulla o ciemnej barwie.
Aromat: kawowy. Nie znam się na kawie. Pijam ją bardzo sporadycznie więc nie powiem Wam czy to capuccino, espresso czy jakaś rozpuszczalska. Wiem jedno: jeśli znalazł bym kawę o smaku tej tabaki to pił bym ją chyba wiadrami! Aromat utrzymuje się długo i jest bardzo przyjemny. Nie nachalny, delikatny, po prostu bardzo gustownie skomponowany.
Czarnulka jest świetna. Ma to coś! Mógłbym z nią pochodzić dłużej jednak po 2 dniach tabakierka świeci pustkami. Zważając na to że było jej tylko 4 gr. a kosztuje tyle co przeciętna 10 gr. dobra tabaka to niestety zwycięża ekonomia.
Spadaj maleńka! Masz tu 2 piątaki i wpadnij za jakiś czas. Jesteś dla mnie za droga w utrzymaniu. Czekam na nasz następny raz z niecierpliwością... :)
Październik 25, 2012