Red Bull strong niestety, ale ten produkt Poschla kojarzy mi się z gimbaziarnią wciągającą tabaki przez szklane lufki co jest jak dla mnie absolutnym nie nie w spożywaniu jakiejkolwiek tabaki, jest to zbyt piękna tradycja, żeby zepsuć ją widokiem dzieci mieszających tabakę i robiącej z niej ‘kreski’ na stole za pomącą karty bankomatowej jeżeli takową mają czy wciągania ją właśnie wcześniej wspomnianą fifką/zwiniętym banknotem.
Owszem wiele osób wciąga tabaki przez rurki czy inne akcesoria, ja robię to wprost z wierzchu dłoni, szczypty lub ewentualnie używając łyżeczki specjalnie do tego przeznaczonej.
Nazwa Red Bull kojarzy mi się ze słynnym energy drinkiem który dodaje skrzydeł, ta tabaka ma naprawdę w sobie czerwonego byka który swoim mentolem i siłą sprawia, że czuje się orzeźwienie przez dobre kilkanaście jak nie kilkadziesiąt minut, czujemy jego siłę w naszych nosach i na pewno nie są to skrzydła, to jest czysta moc mentolu i eukaliptusa która sieje spustoszenie.
Niestety jakość byka znacznie się obniżyła w ostatnich latach, jak dla mnie ta tabaka ma w sobie to coś co mi jest potrzebne przy częstym zatkanym nosie, wystarczy mała szczypta i oddycham już kilka sekund bo wciągnięciu, ale to samo daje mi Radford czy McChrystals lub Medicated No. 99.
Byk jest koloru jasno brązowego, dosyć mocno zmielony chociaż nie aż tak bardzo jak produkty Gawitha Hoggartha, i jest średnio wilgotny. Co jest jak dla mnie mieszanką praktycznie perfekcyjną do wciągania do nosa, wilgotność sprawia, że aromat będzie dłużej się unosił, co jest chyba celem każdego producenta tabaki huh?.
Tabakierka - ta tabakierka to coś co mi się bardzo podoba jest szczelna, nie wygląda bardzo klasycznie, ale ma w sobie to coś to co ma Gawith Apricot, niestety trafiłem wersje 7 gramową nie wiem czy są większe gramaże, ale ten mniejszy pojemniczek niestety odejmuje uroku. Gawith Apricot jest tego samego designu chociaż ma mniejszy połysk co w kolorze czarnym jest świetnym rozwiązaniem, a w naszym czerwonym byku połysk tabakierki to kremowe zamknięcie czy ta głowa Indianina na przodzie dodaje tylko uroku i czegoś czym opakowanie przyciąga do siebie ludzi, tak jak kiedyś reklamy papierosów, w których twardy, zarośnięty, cowboy noszący wielki kapelusz i jeansy wranglera wyciągał pomiętą, miękką paczkę czerwonych Marlboro i odpalał wymiętego papierosa z wyraźną satysfakcją na twarzy, to przyciągnie wszystkich do tej tabaki.
Tabaka ta doświadczonym tabacznikom kojarzy się często z ''gimbazą'' i ze szpanem. Pewnie, dlatego że jest bardzo łatwo dostępna i wiele osób właśnie od Red Bulla zaczyna swą przygodę z tabaką.
Mimo, ze tabaka ma taką kiepską opinię, to muszę przyznać, że lubię sobie zażyć ją od czasu do czasu, całkiem nieźle przeczyszcza nos i wspaniale można się przy niej odprężyć w kręgu znajomych i pośmiać się z reakcji osób, które pierwszy raz ją zażywają (tabaka jest bardzo mocna, choć nie najmocniejsza). Krótko mówiąc, nie jest to tabaka do zażywania na co dzień.
Gdy rozmawiam o tabace i słyszę słowa : Red Bull od razu przychodzą mi wspomnienia pierwszej zażytej tabaki. Chociaż muszę się zgodzić że jej aromat mi nie odpowiada, smak ma wyrazisty i trwały czuć mocno mentol oraz jej moc. Tabaka ta była moją pierwszą tabaką i to dzięki niej zacząłem swą przygodę z tabaką. Nie spróbowanie tak spopularyzowanej tabaki jest nieodłącznym punktem każdego tabaciarza :)
Zaczynanie swojej przygody z tą Tabaczką można porównać z tym jak się nie umię pływać i na środku jeziora wskakuje się do wody. Czyli mocne przeżycie można się zrazić albo próbować dalej z inną na pewno nie będzie gorzej(to jest plus).
Ale w Polsce większość z Nas zaczeło właśnie w taki sposób(ja też:))
Moja pierwsza recenzja musi być o mojej pierwszej tabace jaką był Red Bull,
a więc:
Dawno dawno temu...
Hmm... I tutaj przed napisaniem recenzji musiałem odświeżyć swe doznania, więc snuff, snuff, snuff...
Na początek tak ogólnie:
Jeżeli już w jakimś sklepiku znajdę tabakę, to zazwyczaj mają tam Red Bull'a.
Dziwne, jak taki hmm... niszowy (lepiej uważać na słowa) produkt jest w naszym kraju tak popularny. Fakt ten wywodzi się pewnie z tego, że jest to szpanerski produkt niejednego gimnazjalisty. To właśnie jej moc i cena (o czym potem), czyni z nią fajną używkę dla pseudosnufferów mówiąc w skrócie zażywanie jej to istny szpanerski pokaz swojej siły i wytrzymałości.
Ja tu gadu gadu, a tu nie o tym miałem mówić.
Łatwa dostępność i niska cena jak za 10gr. produktu są wyjątkowym (prawie jedynym) atutem tejże tabaki.
W rękę wpada tabakierka. Szczelna, Poshlowska tabakierka, z wygodnym wieczkiem.
Z biegiem czasu opakowanie się rozszczelnia, a wieczko urywa, ale to głównie zależy od użytkowania.
Kolorystyka jak i motywy ciekawe, niemniej jednak jak dla mnie są takie hmm... kolokwialnie mówiąc dziwne. Na awersie (o ile tak mówić można) piekielnie czerwonej tabakierki widzimy duży napis Red Bull, który kojarzy mi się tylko z napojem energetyzującym. Coś tam że niby strong, że niby jakieś chief quality, ale uwagę przykuwa jakiś "Indian" otoczony 13 gwiazdkami. Motyw bardzo rozpoznawalny, lecz aczkolwiek nie jest to jakiś majstersztyk.
Na rewersie coś tam napisane, że niby szkodzi czy coś, że niby uzależnia. Oj tam...
Standardowo adresy podane jakby ktoś chciał kartkę na święta wysłać, że 10 gram tam jest i ten magiczny "wyryty" kod... Po prostu magia.
Jednym słowem:
-tabakierka poręczna
-szczelna (jak się nie rozszczelni)
-wygodne wieczko( jak się nie urwie)
-charakterystyczny wygląd zarezerwowany tylko dla Czerwonego Indianina, który Bykiem Czerwonym zwany jest
Otwieramy wieczko i... i... i... Kurna... Mentol, mentol, mentol. I to jeszcze taki niskich lotów mentol.
Jej średnia wilgotność nie sprawia problemów przy wydostawaniu szczypt z tabakierki.
Zmielenie jest wg. mnie dobrze dobrane - takie jakby średnie. Czasami leci w gardło co w przypadku tej tabaki jest mało przyjemne.
Barwa niby taki jasny, ale nie całkiem jasny brąz.
Podsuwamy nos do lufki hm... hm... kciuka (te "gimnazjalisty" mi po głowach chodzą gdy myślę o tej tabaczce) i snuuu...uuuu...uuuf.
Ciekawe...
W nosie drapie a w oczach i łzy się pojawiły.
Smak jakiegoś mentolowego znoszonego sandału, kiepsko plasuje się na tle innych mentolówek. W głowie lekkie uderzenie, efekt ciekawy.
Posiedzę i będę się delektował się tym smakiem (?).
Upłynął... Upłynął ze łzami...
Dziwne. Dziwne.
W mym nosie po chwili nie czuć już nic - mały zawód.
W skrócie:
- mentol nie smakuje tak jak można by się spodziewać
- moc uderza w głowę
- krótki aromat
- "psuje" nasz nos (oczywiście nie w małych ilościach)
Podsumowując: moc i niska cena tej tabaki stała się niewątpliwym atutem, lecz w połączeniu z kiepskim mentolem i tytoniem niskich lotów a w dodatku z krótkim trwaniem aromatu tworzy pewnego średniaka, który chce być kimś a staje się kimś w rodzaju naszych gwiazd serialowych, które nic nie mają do zaoferowania ciekawego, a jednak są sławne. Może jedyne co w tej tabace jest ciekawego to nieokiełznana moc oraz jej miano "tabaką kultową". Dlaczego kultowa? Zastanawiam się. Szukałem smaków, aromatów w tym produkcie długi czas, lecz jedyne co w niej odnalazłem to to, że i przy pierwszym zażyciu i przy zażyciu kilka minut temu ma tę samą MOC. Moc i nic więcej.